O Akcji Mrozy słów kilka… tysięcy

Miały wracać „zniszczone psychicznie”, „straumatyzowane”, popadać w depresję. A tymczasem nie dość, że wraca ich mało, a wiele, czasem zapomnianych i „nieadopcyjncyh” znalazło domy na stałe, to na dodatek te, które witamy z powrotem, najczęściej eksplodują radością na widok znajomego człowieka, oraz przyjaźnie machają ogonami, spotykając „starych kumpli” z boksu.

Krytykujący Akcję Mrozy przeprowadzoną miesiąc temu przez krakowskie schronisko zdają się nie zauważać, jak bardzo SPOŁECZNĄ istotą jest pies, otwartą na nowe znajomości i nowe sytuacje, do których potrafi się szybko i często bez kłopotu ADAPTOWAĆ. Błędnie przypisują jej ludzką perspektywę, według której powrót psa do schroniska po parotygodniowym pobycie w domowym zaciszu można przyrównać nieomal do ponownego wtrącenia do zimnego, więziennego lochu i zakucia w dyby. Nie twierdzę oczywiście, że azyl jest 5-gwiazdkowym hotelem, jestem daleki od gloryfikacji tych miejsc, a moim największym marzeniem jest dożycie czasów, gdy schroniska w ogóle nie będą potrzebne. Z psiej perspektywy jednak to przestrzenie oswojone, z reguły bezpieczne, przepełnione znajomymi zapachami, w którym wydawane są posiłki (rzecz dla psa niezwykle cenna), w którym spotykają przyjazne im osoby i psy. Powrót do takiego miejsca jest z pewnością stresujący (aczkolwiek mówimy tu o „mobilizującym” eustresie, a nie „depresyjnym” distresie, choć i to, i to jest „stresem”) i raczej nie jest traumą, o której rozpowiadają osoby – mam wrażenie – bardzo niedoceniające psy i – domniemuję – rzadko bywające w schroniskach. Natomiast traumą oczywiście może być porzucenie psa przez rodzinę, u której mieszkał przez całe życie – takie przypadki, psów totalnie zagubionych, przerażonych, odmawiających jedzenia i ruchu, obserwujemy w schronisku nieomal codziennie.

Naukowego researchu dokonali Adam Wajrak i dr Robert Maślak, którzy niedługo po rozpoczęciu Akcji Mrozy (wraz z nią pojawieniu się głosów krytycznych) wyszperali badania przeprowadzone w amerykańskich schroniskach potwierdzające pozytywny wpływ krótkoterminowych „adopcji” (ang. fostering) na 1-2 dni. Dzięki pomiarom poziomu kortyzolu stwierdzono, że w czasie pobytu w domu poziom stresu u psów malał, natomiast podnosił się w chwili powrotu do schroniska, ale – co istotne – do jego wyjściowego poziomu. Powtarzające się wizyty danego psa na „tymczasie” prowadziły natomiast do redukcji hormonu stresu, tym samym polepszając jego schroniskowy dobrostan. Opisowo można by to porównać do efektu „ładowania baterii” i „weekendowego resetu” w życiu istoty czującej i myślącej, której codzienność jest daleka oczywiście od sielanki. Robert Maślak jest bardziej krytyczny i ostrożny, wskazując, że nie przeprowadzono badań psów powracających z pobytów dłuższych – takie powroty jego zdaniem mogą być dla psów traumatyczne i związane z dużym stresem, choć nie zgodziłby się z określeniem ich jako „zniszczonych psychiczne”. Adam Wajrak zauważa natomiast, że psy idealnie odczytują ludzkie emocje i one właśnie – w momencie np. okraszonego łzami i nerwami zwrotu do schroniska – mogą być dla psa źródłem dodatkowego stresu.

Akcja Mrozy przeprowadzona w Krakowie miała charakter spontaniczny, odwoływała się do ludzkich emocji, a jej celem było uchronienie krakowskich azylantów przed koniecznością spędzania nocy w budach podczas trzaskających mrozów. Trudno ją oczywiście porównywać do precyzyjnie przygotowanego, naukowego eksperymentu w Stanach Zjednoczonych. Poryw serca Krakowian przyniósł realny efekt w postaci 112 wyadoptowanych psów, spośród których blisko połowa (na chwilę obecną) zamieniła status swojego pobytu w domu z „tymczasowego” na „stały”. Akcji niektórzy zarzucali nieodpowiednie przygotowanie, brak weryfikacji domów, wydawanie psów „jak popadnie”. Krytycy nie wiedzą jednak, że na Akcję Mrozy wytypowane zostały psy, co do których schronisko miało pewność w kwestii ich wysokich kompetencji społecznych, łagodnego (z reguły) usposobienia, otwarcia na nowe doświadczenia, znajomości realiów życia w mieście. Większość z nich była stałymi uczestnikami odbywających się co miesiąc Dni Otwartych, w czasie których psy wychodzą na długie spacery z Krakowianami. I tu warto na chwilę się zatrzymać, aby zbić argument krytykantów, wieszczących, że psy z Akcji Mrozy przywiązując się „błyskawicznie” do swych opiekunów, przeżyją traumę z chwilą powrotu do azylu.

Psy schroniskowe prowadzą bardzo specyficzny tryb życia – daleki od sielankowej egzystencji psa domowego. Przechodzą z rąk do rąk wolontariuszy, zmieniają opiekunów, którzy je karmią i sprzątają ich boksy, co rusz poznają nowych lekarzy w ambulatorium, po wielokroć przeprowadzają się z miejsca w miejsce, tworząc więzi z nowymi towarzyszami „niedoli”. Są przyzwyczajone do zmian i konieczności podejmowania nowych wyzwań. Oczywiście nie wszystkie – są również takie, które długo pozostają nieufne, wycofane, pozwalają się obsługiwać tylko jednej osobie. Ale tych drugich nikt na Akcję Mrozy nie proponował. Do domów pojechały psy w zdecydowanej większości otwarte, towarzyskie, szybko adaptujące się do nowych miejsc i ludzi. Które dziś – po odwołaniu zimowego alarmu – wracają. Być może trochę zdziwione, ale generalnie… zadowolone z „wycieczki” czy „wakacji”.

Krakowska Akcja Mrozy miała charakter spontaniczny i pospieszny, zapewne nie była wolna od błędów, ale nie były to „targi kupieckie”. Z adoptującymi przeprowadzano wywiady, każdy zostawiał swoje namiary i deklarował gotowość do przyjęcia kontroli poadopcyjnej, które są dziś realizowane. Z wszystkimi schronisko utrzymuje kontakt telefoniczny. Istnieje również możliwość „łączności” z wolontariuszem, który opiekował się psem w schronisku. Warto podkreślić, że to co w Krakowie było wydarzeniem ekstraordynaryjnym, w innych schroniskach często jest… codzienną normą i jakoś nikt nad tym nie biadoli. Psy w wielu azylach wydawane są od ręki, bez sprawdzania warunków ani prześwietlania zamiarów adoptującego, bez spotkania z wolontariuszami, których nierzadko w wielu miejscach… po prostu nie ma (lub ich działalność jest zakazana!). Ostrze przemądrzałych krytyków skierowałbym więc w stronę takich placówek – będących źródłem niezłego zarobku prywatnych właścicieli, pozbawionych nadzoru (bo gmina pozbyła się kłopotu z głowy, a opiekę weterynaryjną sprawuje znajomy szefa), gdzie porzucone psy nie wiedzą, co to spacer i czym jest miłość człowieka. Z takich adopcji, gdy nie są udane, psy również wracają do schronisk i tego rodzaju powroty – gdy w domu (czy aby nie „tymczasowym”?) spotkały się z przemocą, a azyl kojarzy się im się z opresją – faktycznie mogą być głęboko traumatyczne.

W mojej opinii traumę może również spowodować wpakowanie rasowego shi-tzu do kontenera lotniczego i wielogodzinna podróż za ocean, wpuszczenie lękowego psa nawet pod okiem „wykwalifikowanego” (przez internet) behawiorysty na wybieg, gdzie zostanie osaczony przez „rozbawionych” kolegów, co do gruntu go przerazi, przeciągnięcie szczeniaczka na obroży obok hałasującej śmieciarki, wrzucenie stroniącego od wody labradora, alby „wreszcie” nauczył się pływać. Czy widząc takie sytuacjach podnosimy larum? Tylko w ostatnim tygodniu dwukrotnie byłem świadkiem okładania smyczą i szarpania „nieposłusznego”, właścicielskiego, rasowego psa – obaj panowie byli nienagannie ubrani, zapewne wykształceni, majętni. Moja reakcja była gwałtowna, być może coś do nich dotarło, ale śmiem przypuszczać, że to właśnie ich psy są zniszczone psychicznie i straumatyzowane. Ale czy zauważamy je na co dzień?

Jedną z zalet Akcji Mrozy, o której osoby nieznające schroniskowej rzeczywistości nawet nie zdają sobie sprawy, była możliwość wysłania do domu psów, które permanentnie przegrywają rywalizacją o atencję adoptujących. Które są brzydsze, starsze, mniej kordialne, mają urwane ucho lub kuleją. Z naszej schroniskowej perspektywy nic im nie dolega, są piękne i kochane, ale kto by chciał adoptować takiego „bidoka”? Potrzeba było akcji nadzwyczajnej, wzbudzenia porywu serc Krakowian, by wreszcie zostały zauważone, miały możliwość pokazać, jak są wspaniałe. Niejednokrotnie zdarzał się cud – pies, który z „całą pewnością” był brany tylko na mrozy, zostawał w nowym domu na stałe. Jedna z suczek, która „musiała” do nas wrócić, zostawiła po sobie tak ogromną pustkę, że kilka dni później jej tymczasowa opiekunka wróciła do schroniska, by adoptować ją już na zawsze.

Wymiernym efektem adopcji tymczasowych jest ogromna ilość informacji, które trafiają do nas wraz z powracającym psem – wiemy, jak reaguje na kota i małe dziecko, czy potrafi zostawać sam w domu, czy dogaduje się z innymi psami-domownikami… Z tą wiedzą możemy bardziej świadomie szukać im nowego domu, precyzyjnie dobierając warunki, w których się odnajdą. Nie sposób również nie wspomnieć, jak wielką promocję krakowskim psom zafundowali ich tymczasowi opiekunowie, którzy angażowali się w przygotowywanie opisów, robienie zdjęć, uczestniczyli w spacerach zapoznawczych. O schroniskach (nie tylko krakowskim) i psach zimujących na zewnątrz zaczęto mówić w mediach ogólnopolskich, rozbudzając społeczną wrażliwość na kwestię nieomal dotąd niebyłą.

Krytykować łatwo. Zwłaszcza z kawką sprzed komputera, kierując się własnym widzimisię, nie zaglądając nawet do schronisk, bo przecież „serce by mi pękło” (czyli – jak rozumiem – wolontariusze i pracownicy schronisk serc są pozbawieni?). Niektórzy krytykują, bo temat jest nośny i warto coś chlapnąć dla facebookowej publiki, bo przecież „taki ze mnie ekspert” (a jakoś tak zwykle bywa, że owi słynni „behawioryści” omijają szerokim łukiem schroniska, a jeśli już do nich trafią, to zajmują się łatwymi przypadkami, robiąc z tego medialny spektakl). Krytykują też czasem malkontenci z innych placówek dla bezdomnych zwierząt, którzy chyba zaspali lub którym nie chciało się rozkręcać czasochłonnej i trudnej akcji, a teraz zazdroszczą rozgłosu krakowskim psiakom.

Niniejszy wpis jest moją osobistą refleksją – nie reprezentuję oficjalnie ani schroniska, ani organizacji, która go prowadzi. Jestem wolontariuszem (a zarazem nieomal codziennym gościem u schroniskowych psiaków). Na dodatek tym, który – i tu mała niespodzianka! – jest gorącym zwolennikiem wydłużonego procesu adopcji, licznych spacerów zapoznawczych i wizyt przedadopcyjnych, na które często słyszę zżymania, że łatwiej adoptować dziecko niż psa z naszego schroniska, bo przecież w innych miejscach spacery w ogóle nie są wymagane. Moim zdaniem warto gruntownie przygotować adopcję jeszcze na etapie schroniska, ale i tak jestem świadom, że niektóre osoby – nawet bezwiednie rozkojarzone spotkaniem z psem – przyswajają może 5% z tego, co mówią do nich wolontariusze. A bywa, że psiaki wracają nawet z najlepiej przygotowanych adopcji, pomimo kilkudziesięciu (!) spacerów zapoznawczych…

Krakowska akcja miała sens – zrozumiałby to każdy, kto znając tętniące życiem schronisko, w środku trzaskających mrozów przeszedłby się wśród opustoszałych z nagła kojców zewnętrznych, ciesząc się w sercu, że zza kurtynek zasłaniających wejścia do bud nie wyglądają nosy naszych psów. Dzięki Krakowianom na kilka dni wszyscy nasi podopieczni – nawet (nieco zdziwieni) podhalan Baca i kaukaz Aslan – zimowały w cieple, a nowi przybysze zamiast trafiać do kojców kwarantanny (być może wprost z mieszkań i domów), również znajdowali miejsce „pod dachem”.

W roku 2018 w efekcie poprzedniej Akcji Mrozy zamieszkał ze mną Miki, który z Domu Tymczasowego miał wrócić do schroniska, gdzie spędził – „niewidoczny!” – już poprzednich 6 lat. Z pewnością nie była to adopcja „przemyślana”, nie znaliśmy się bliżej (choć byłem już wtedy wolontariuszem, Miki nie był moim podopiecznym), nie było czasu na zapoznanie go z naszymi kotami (której, jak sądziłem, nigdy z psem się nie dogadają). Miki został z nami przez kolejnych 5 lat i była to jedna z najwspanialszych rzeczy, jaka w moim życiu się wydarzyła.

Żródła:

Gunter LM, Feuerbacher EN, Gilchrist RJ, Wynne CDL, 2019. Evaluating the effects of a temporary fostering program on shelter dog welfare. PeerJ 7:e6620 https://doi.org/10.7717/peerj.6620

Gunter LM, Feuerbacher EN, Gilchrist RJ, Wynne CDL, Wurpts IC, Platzer JM, Reed JL, Nixon BJ, Blade EM. The Influence of Brief Outing and Temporary Fostering Programs on Shelter Dog Welfare, Animals 2023, 13(22), 3528; https://doi.org/10.3390/ani13223528

Lisa M. Gunter, Rachel J. Gilchrist, Emily M. Blade, Jenifer L. Reed, Lindsay T. Isernia, Rebecca T. Barber, Amanda M. Foster, Erica N. Feuerbacher, Clive D. L. Wynne. Emergency Fostering of Dogs From Animal Shelters During the COVID-19 Pandemic: Shelter Practices, Foster Caregiver Engagement, and Dog Outcomes. Front. Vet. Sci., 27 April 2022, Sec. Veterinary Humanities and Social Sciences Volume 9 – 2022; https://doi.org/10.3389

Arek

Gdy przekonuję do weganizmu, mówią mi "Ty ośle"! Gdy proszę, aby nie więzili psa na łańcuchu przy budzie, nazywają mnie baranem i psubratem. Gdy biegam po lesie, słyszę, że jestem brudny jak świnia i czemu tak capię. Przyznaję - w ostatnich latach skundliłem się (dosłownie!), a mój węch wyostrzył się na ludzi, którzy podle traktują zwierzęta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *