Do zobaczenia, Panie Józefie!

Z Panem Józefem lubiłem się i „czubiłem”. Ach, te kłótnie „,małżeńskie” i „ciche dni”! Zdecydowanie wolałem, gdy całował mnie „w czółko” za spacer z psiakiem, do którego on nie zdążył już w danym dniu dotrzeć.

Działania wolontariuszy krakowskiego schroniska dla bezdomnych zwierząt organizuje wirtualny grafik, w którym m.in. zapowiadamy swoją obecność u psiaków i „odhaczamy” wyprowadzone boksy. Pan Józef, spośród nas legitymujący się rekordowym stażem, był jego nałogowym obserwatorem, ale – co charakterystyczne – nigdy nie wpisywał się na listę obecności. Wydawało mu się to zbędne, bo przecież w schronisku był codziennie. Pilnie natomiast śledził spacery psów i biada temu wolontariuszowi, którego pies „zasiedział” się choć o jeden dzień za długo – pewne było, że pan Józef „skarci” go wówczas żartobliwie, mówiąc, że „pana/pani pies W OGÓLE nie wychodzi!”

Nieraz zdarzyło mu się przychodzić z 40-stopniową gorączką, na przeciwbólach, bo nie mógł się wyprostować, czasem prosto po wypisie ze szpitala. Nie zatrzymywały go kilkunastostopniowe mrozy, letnie spiekoty, wielomiesięczny lockdown w okresie pandemii czy awaria samochodu. Czuł, że gdy pozwoli sobie na chwilę prywaty lub lenistwa, naraz zawiedzie kilkanaście serc psiaków, wypatrujących go codziennie zza krat.

Wobec ludzi silny, uparty, nieprzejednany. Wobec zwierząt troskliwy, czuły, wybaczający. Zwykle desperacko szukający zapałek i zawsze z charakterystyczną torbą, w której czeluściach krył się magiczny klucz do każdego psiego serca. Nigdy nie zdarzyło mu się psa skarcić, szarpnąć, spojrzeć z wyższością, a jednocześnie brał pod swe skrzydła najtrudniejsze, najbardziej nieufne przypadki, którym skutecznie rozmiękczał serca. Przez lata był wyłącznym opiekunem Ramzesa, Felka czy Szagiego, do których nikt inny nie miał odwagi się zbliżyć. Wielu profesjonalistów mogłoby się od niego uczyć. Psiaki dobrze czuły, że kieruje nim autentyczne uczucie, serce, chęć pomocy, z którymi żadne metody szkoleniowe nie mogą się równać.

Wspomniany Felek, a po jego śmierci Ramzes trafiły w dziesiątkę na loterii życia, przeprowadzając się pod jego własny dach, gdzie wreszcie mogły poczuć się bezpieczne i szczęśliwe. Dalszy los Ramzesa był jedną z najważniejszych spraw, które zaprzątały pana Józefa w jego ostatnich dniach życia… W schronisku zostali: Fado, Rudi, Karczek, Walker, Sopel, Kofi, Irak, które podczas spacerów nadal zatrzymują się w miejscu, gdzie zwykł parkować swoim autem. Trudno im będzie wytłumaczyć, że ich ulubiony Pan odszedł za Tęczowy Most, gdzie będzie na nie czekał ze swoją magiczną torbą.

Jako eks-dziennikarz motoryzacyjny mam w zwyczaju lustrować parking pod schroniskiem – auta podpowiadają mi, kogo w danym dniu spotkam, które psiaki wyjdą na spacer… Zielonkawe „reno” pana Józefa działało na mnie jak na jego psy – produkcją endorfin i dopaminy (jako weganinowi przynajmniej ślinka mi nie ciekła). Nieraz zdarzało nam się wspólnie kopać oponę, gderając nad rdzawą gangreną pożerającą nasze 20-letnie „francuzy”. Dziś siadając nad białą kartką, by napisać wspomnienie dla „Adoptuj psiaka z krakowskiego schroniska”, długo nie mogłem znaleźć słów, w które można by ubrać liczne reminiscencje z ostatnich dziesięciu lat.

Kiedyś Miki (na filmie), a dziś Szagi (na kanapie) to cząstka pana Józefa, która stała się częścią mojego osobistego życia. Patrząc w oczy Szagiego, wciąż widzę w nich pana Józefa i dzięki temu chyba obu jest nam teraz odrobinę raźniej.

Pogrzeb Pana Józefa odbędzie się w czwartek, 4 kwietnia 2024 o godz. 11:40, na cmentarzu w Batowicach.

Arek

Gdy przekonuję do weganizmu, mówią mi "Ty ośle"! Gdy proszę, aby nie więzili psa na łańcuchu przy budzie, nazywają mnie baranem i psubratem. Gdy biegam po lesie, słyszę, że jestem brudny jak świnia i czemu tak capię. Przyznaję - w ostatnich latach skundliłem się (dosłownie!), a mój węch wyostrzył się na ludzi, którzy podle traktują zwierzęta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *