Król Julian
Blisko rok – tyle Sasza zwany przez nas Julianem spędził na wolności, błąkając się dziko na pograniczu Krakowa i sąsiednich wiosek. Jego duże gabaryty, charcia szybkość oraz niski bas warkotu przez długi czas skutecznie odstraszał chętnych do zbliżania się czy nawiązywania z nim znajomości. Informacja o wałęsającym się wielkoludzie dotarła wreszcie do krakowskiej grupy Dog Alert (https://www.facebook.com/DogAlert24) specjalizującej się w łapaniu zbiegłych, często zalęknionych lub dzikich psów. Po rozpoznaniu sytuacji i przekonaniu Juliana, że nie mamy wobec niego złych zamiarów (w czym pomocne okazały się kilogramy parówek), nadeszła godzina 0, w której poczuł na szyi smycz:
Julian szybko zrozumiał, że chcemy mu pomóc, a nie pozbawić wolności, i bez większych protestów dał się odwieźć do krakowskiego schroniska. Tu okazało się, że potrzebuje operacji, bowiem nieprawidłowa budowa końcowego fragmentu jelit sprawia mu cierpienie podczas wypróżniania się i na dłuższą metę może zaowocować jeszcze poważniejszym schorzeniem. Oczekując na wolny termin w specjalistycznej klinice, Julian czas spędza w schroniskowym szpitalu, od 2 miesięcy regularnie chodząc na długie spacery z wolontariuszami, którzy pokochali jego nietuzinkowy charakter, majestatyczną postawę i niebagatelną urodę „Krzywoustego”.
Julian nie był w pełni dzikim psem – okazuje się, że zna ludzi, nie boi się obroży ani smyczy, potrafi się komunikować ze swoim człowiekiem, jednak minimum rok życia „na dziko” sprawił, że stał się pewny siebie, silny, a niekiedy również zadziorny. Ale jednocześnie bardzo lubi pieszczoty, głaskanie, którego domaga się, wtulając się w nogi opiekuna, wspólne ćwiczenia, a przede wszystkim długie spacery w towarzystwie swoich przyjaciół, którym może zaufać. Gdy jednak na horyzoncie pojawi się kot czy inny zwierz, budzi się w nim instynkt łowcy – widać, że na wolności nieraz musiał samodzielnie zadbać o swoje wyżywienie… Także inne psy póki co również budzą w nim gniew i duże emocje (zapewne nieraz musiał toczyć z nimi konkurować o terytorium czy żywność), które powoli wygasają, gdy towarzysz okazuje spokój bądź wysyła przyjacielskie sygnały. Ale gdy kolega dąży do konfrontacji, smycz Juliana trzeba naprawdę mocno trzymać w rękach – rozjuszone 50 kilogramów to już nie przelewki.
Swoich opiekunów Julian darzy dużym zaufaniem – widać, że w towarzystwie ludzi czuje się dobrze i kiedyś zapewne był częścią jakiejś rodziny. Pomimo „dzikiej” przeszłości na pewno szybko zadomowiłby się pod nowy adresem, o ile jego opiekunowie dysponują dużym metrażem (bo to naprawdę duuuuży pies;)), mają zapał do dalekich spacerów oraz chęć do pracy nad jego wychowaniem i ogładą, Julian póki co raczej nie dogada się z innymi zwierzętami (choć na wolności przyjaźnił się z pewnym powsinogą) i może być nieostrożny przy małych dzieciach. Wkrótce – mamy nadzieję – przejdzie operację i będziemy dużo więcej wiedzieć o jego stanie zdrowia.
Adopcja naszego wielkoluda to duże wyzwanie – zwłaszcza siłowe. Ale serce Juliana jest równie wielkie i gotowe, by pokochać nową rodzinę.
Kontakt do wolontariusza: 605437786 (Arek)