Z wizytą w Tierheim Berlin – schronisko nie z tej ziemi
Mieszkając pod jednym dachem z trzema psimi tetrykami oraz dwoma kocimi seniorami, wiedziałem, że w tym roku o dłuższych wakacjach mogę zapomnieć. Korzystając ze wspaniałomyślności Pani Skundlonej, która zgodziła się wziąć na swe barki całodobową opiekę nad naszymi dziadeczkami specjalnej troski, całe 2 dni „urlopu” spędziłem w Berlinie, dokąd od dawna się wybierałem, jednak zawsze „coś” (zwykle jakieś pieski;)) wypadało. Moim głównym celem nie była Brama Brandenburska czy Berliner Ensemble, ale schronisko dla bezdomnych zwierząt Tierheim Berlin, mianujące się największym i najnowocześniejszym azylem w Europie.
Niezwykłość berlińskiego schroniska, niezwykłość na skalę światową!, nie wynika z jego gargantuicznych rozmiarów. Magnesem, który przyciągał mnie do stolicy Niemiec, była jego pionierska architektura, przypominająca fraktal bądź futurystyczny kosmodrom, której autorem był Dietrich Bangert. Jego koncepcja projektu budynków i całego schroniska oparta na planie koła wychodzi poza ogólnie stosowane szablony, nie znajdując godnego odpowiednika bodaj na całym świecie (np. w Amsterdamie schronisko oparte jest na „innowacyjnym” planie trójkąta, z zachowaniem jednak tradycyjnych rzędów z kojcami). Sam twórca przyznawał, że szukając rozwiązań mogących polepszyć dobrostan zwierząt, nie spotkał wzorca, na którym mógłby się uczyć, a pracę rozpoczął w zasadzie od czystej kartki papieru. Jego dzieło określane jest jako przykład surowego modernizmu w stylu ojca brutalizmu, francuskiego architekta Le Corbusiera.
Coś, co uderza zaraz po wejściu na teren schroniska, jest cisza. Sielska, relaksująca, na pewno nie złowroga. Cisza, którą trudno „usłyszeć” w innych schroniskach, a przynajmniej tych, które dane mi było odwiedzić w Polsce. Przez główne wejście wchodzi się do gaju dębowego – można poczuć się jak w parku, a nawet ogrodzie botanicznym, bo w jego sąsiedztwie ulokowano obsadzone bujną roślinnością sadzawki o pow. 6000 m. kw i fontanny. Po budynkach wykonanych (czy raczej odlanych) z betonu architektonicznego i szkła pną się powoje, które zamieniają to smutne w istocie miejsce (choćbyśmy na głowach stawali, żadne schronisko nie jest miejscem radosnym) w kwitnącą, nieomal swojską enklawę. 17 000 metrów sześciennych betonu dosłownie tonie w zieleni. Jakby zawstydzona swoją ekspansywnością Cywilizacja spłaca swój dług Naturze, dbając o samowystarczalność energetyczną obiektu, który stworzyła – schronisko korzysta z samodzielnie wytworzonej energii słonecznej (blisko 1000 paneli fotowoltaicznych założono już w 2012 r.) i geotermalnej, która pokrywa 90% jego zapotrzebowania na prąd i ciepło.
Spacerując po schronisku, na każdym kroku spotkać można tabliczki i kierunkowskazy, dzięki którym nie sposób się zgubić. A jest ku temu okazja, bo cały teren azylu (w ubiegłym wieku znajdowała się tu ferma tuczu świń) to aż 16 hektarów, co można przyrównać do powierzchni 22 boisk piłkarskich (dla porównania krakowskie schronisko zajmuje powierzchnię około 2 hektarów, a postrzegane za największe w Europie rumuńskie schronisko Smeura z 6000 psów gnieździ się na zaledwie 6 hektarach).
To schronisko dla zwierząt czy ogród botaniczny? Chwilami można mieć wątpliwość.
Centrum berlińskiego obiektu, którego operatorem jest Tierschutzverein für Berlin und Umgebung Corporation e. V. (Towarzystwo Ochrony Zwierząt dla miast Berlin i okolic), stanowi otoczony betonowym murem okrąg o średnicy 210 metrów, wewnątrz którego umieszczonych zostało 5 niezależnych „koniczynek” – każda złożona z 3 okrągłych budynków z kojcami i ulokowanym pomiędzy nimi okrągłym wybiegiem (najlepiej to widać na zdjęciu satelitarnym i z lotu ptaka). Każdy z 15 „okrąglaków” mieści 12 koncentrycznie rozłożonych kojców dla psów podzielonych na część zadaszoną oraz zewnętrzną. Jak łatwo policzyć, przewidziano więc 180 pomieszczeń dla zwierząt, co przy obecnej obsadzie dwustu kilkudziesięciu psów oznacza, że większość posiada własną izdebkę na wyłączność.
Pomysłowość i odwaga Bangerta jest naprawdę godna podziwu i szacunku, tym bardziej że kosztowna inwestycja (realizowana w latach 1999-2002 i warta, jeśli dobrze porachowałem 130 milionów złotych) po prostu nie mogła okazać się niewypałem. Moja wizyta w Berlinie była zbyt krótka, by móc autorytatywnie ocenić jej zalety i wady, ale nie potrafię nie docenić jej wielu rzucających się w oczy plusów. Karmienie odbywa się w oka mgnieniu, a żeby zapełnić brzuchy w całym sektorze pracownik tak naprawdę obraca się na pięcie, stojąc w zadaszonym hallu „okrąglaka”. Psy mają sporo miejsca i swobody, doceniając cień w środku upalnego lata i podgrzewaną podłogę w czasie zimy. Każdy z budynków połączony jest z dużym wewnętrznym wybiegiem, na który psy mogą wychodzić wprost ze swoich kojców (przydaje się zwłaszcza, gdy psiak ma opinię „nieobsługiwalnego”). Ponadto w centrum każdej z „koniczynek” znajduje się okrągły wybieg, na który – w ramach codziennego spaceru – rotacyjnie psy wyprowadzane są przez pracowników.
Recepcja, biura, klinika weterynaryjna, sala konferencyjna… – pomyślano o wszystkim.
O minusach wspomnę póki co ostrożnie, bo zbyt krótki czas wizyty na pewno nie pozwolił mi się dowiedzieć wszystkiego, a pewne obrazki być może błędnie interpretuję… Ideą, która przyświecała projektowi, było zapewnienie niczym niezmąconego spokoju zestresowanym zwierzętom. Efekt osiągnięto, odcinając „okrąglaki” od świata zewnętrznego – zwiedzający nie mogą ot tak sobie przechadzać się między klatkami, zredukowano sytuacje, gdy pies wyprowadzany na spacer przechodzi przed nosem swojego kolegi wkurzającego się w sąsiednim boksie. Ma to sens, ale z drugiej strony pies – zwierzę niezwykle społeczne, potrzebujące jak tlenu kontaktu z człowiekiem i pobratymcami – żyje tutaj, jak mi się zdaje, zamknięty w „nadopiekuńczej” bańce, pozbawiony różnorodnych doświadczeń socjalnych, z ograniczonymi możliwościami wspólnej zabawy czy spaceru z człowiekiem. W czasie mojego 3-godzinnego pobytu, na alejkach schroniskowych spotkałem zaledwie 3 psy (z czego 2 odbywały chyba spacery zapoznawcze z adoptującymi), co stanowi ogromną dysproporcję w porównaniu z tradycyjnym morzem przechadzających się psów pod (dobrymi) schroniskami w Polsce. Wolontariuszy w Berlinie jest sporo – ponoć ponad 300 osób – ale ich nie widziałem, choć był to środek weekendu. Codzienny kontakt z psami mają więc głównie pracownicy schroniska, którzy starają się tworzyć wewnątrz swych enklaw domową atmosferę, ale, jak mi się zdawało, spędzają również sporo czasu, przesiadując przy stołach otoczonych wygodnymi fotelami…
Nie do końca również jestem przekonany do pomysłu skupienia wszystkich drzwi boksów wokół „jądra” okrąglaka – to co jest bez wątpienia praktyczne dla pracowników, prezentuje się futurystycznie na zdjęciach (a nawet filmach – wnętrze schroniska zagrało w filmie sc-fi „Aeon Flux” z Charlize Theron w roli głównej), dla psów – wobec ich konfrontacyjnego rozmieszczenia – mimo wszystko chyba nie jest najszczęśliwszym rozwiązaniem. Nawet jeden z pracowników przyznał mi, że niektóre psy, nieustanie patrząc sobie w oczy, z czasem zaczynają pałać do siebie nienawiścią. Może lepiej byłoby, aby drzwi nie były przezroczyste? Ale czy boks nie stałby się wówczas klaustrofobiczny? Nie wiem – za mało widziałem, by ferować wyroki.
„Okrąglaki” i „koniczynki”, w których mieszkają psy, mają swoje ogromne zalety, ale i nie są wolne od wad.
Berlińskie schronisko to nie tylko blisko 300 psów i niemal tyle samo kotów, ale również ponad 600 zwierząt przeróżnych gatunków: od papużek, przez uratowane z cyrków małpy, ogrom żółwi, dla których budowane są obecnie dwa ogromne baseny, swojskie kury, kaczki i świnie, aż po zamarłe w bezruchy gady i śpiące boa dusiciele… Wewnątrz głównego okręgu schroniska znajdują się dwie rozbudowane „koniczynki” z budynkami i wybiegami m.in. dla zwierząt egzotycznych i kotów wolno żyjących. Zwierzęta wiejskie mają własną, osobną zagrodę, w której – co dość kuriozalne – króluje sztuczna krowa „Milka”. Ptaki egzotyczne trzymane są w ptaszarni z wolierami, jako żywo przypominającą już ogród zoologiczny.
Gros kotów mieszka w komfortowych warunkach w położonym obok głównego okręgu długim, przeszkolonym pawilonie wypełnionym jakby sklepowymi „gablotami” z częścią mieszkalną i zewnętrzną – w każdej króluje co najwyżej kilka kotów, wylegujących się na kanapach, fotelach i drapakach. Adoptujący mogą wybierać swojego ulubieńca, przechodząc zarówno wewnętrznym korytarzem, jak i podchodząc do „mruczków” od zewnątrz.
W schronisku przewidziano przestrzeń dla kotów domowych, wolnożyjących i kocią kwarantannę.
Na terenie schroniska naliczyłem ponadto co najmniej trzy przeogromniaste wybiegi dla psów z przeszkodami do ćwiczeń. Jeden z nich udostępniony jest za opłatą 1 Euro psom zewnętrznym. Nie zapomniano również o możliwości godnego pochówku zwierząt, o czym w Polsce można pomarzyć – w bezpośrednim sąsiedztwie znajduje się duży, zalesiony, ładnie utrzymany cmentarz, również wytyczony na planie koła.
Opiekę zdrowotną nad zwierzętami przebywającymi w schronisku powierzono lekarzom i technikom dysponującym nowoczesną kliniką weterynaryjną. Warto podkreślić, że polityka adopcyjna przewiduje wydawanie do domów tymczasowych zwierząt chorych oraz hospicyjnych – schronisko zapewnia im karmę, akcesoria, leki i – co najważniejsze – leczenie we własnej klinice (nie refunduje jednak wizyt w zewnętrznych placówkach). To rozwiązanie, które na pewno wartałoby zaszczepić we wszystkich schroniskach w Polsce.
Kilka godzin spędzonych w berlińskim Tierheim pozwoliło mi jedynie rzucić okiem na to miejsce, w którym zwierzęta zajmują pierwsze – przed ludźmi – miejsce w hierarchii (co również w Polsce nie zawsze jest oczywistością – a szkoda). Futurystyczny projekt obiektu nie stanął na przeszkodzie w realizacji symbiotycznego związku natury i cywilizacji, a na co dzień pomaga człowiekowi spłacać dług zaciągnięty u przyrody. Mam nadzieję, że na temat funkcjonowania schroniska, praktycznych rozwiązań oraz – co najbardziejmnie fascynuje – rodzaju działań z przebywającymi w nim zwierzętami, napiszę w drugiej części notatek z Berlina, bowiem w bliżej nieokreślonej, ale oby niedalekiej przyszłości zamierzam tam wrócić, by spotkać się z pracującym tu zespołem behawiorystów.
W schronisku znalazło się również miejsce dla zwierząt egzotycznych i gospodarczych.
Tierschutzverein für Berlin (TVB) und Umgebung Corporation e. V. to organizacja z tradycjami sięgającymi roku 1841. Pierwsze schronisko w Berlinie powstało w roku1886. Po II wojnie światowej, w czasie podziału miasta na strefę sowiecką i zachodnią funkcjonowały niezależnie dwa azyle. Po zjednoczeniu Niemiec całość zadań związanych z opieką nad zwierzętami bezdomnymi przejęła zachodnia placówka w Lankwitz, która jednak była zbyt mała jak na potrzeby blisko 4-milionowego miasta. Budowa nowego schroniska w dzielnicy Falkenberg rozpoczęła się w 1999 roku, a już 2 lata później zamieszały w nim bezdomne zwierzęta. Oficjalnie otwarcie nastąpiło 9 czerwca 2002 r.
Cmentarz dla zwierząt
Schronisko zatrudnia blisko 190 osób i opiekuje się około półtora tysiącem zwierząt, co wymaga rocznego budżetu w wysokości około 10-13 milionów Euro. Jak łatwo się domyślić, to duże duże wyzwanie, zwłaszcza że finansowanie Tierschutzverein opiera się na darowiznach, składkach i spadkach, a samo miasto dokłada się jedynie do działań związanych z odławianiem zwierząt. Włodarze towarzystwa zaproponowali wprowadzenie podatku „Tierheim-Euro”, czyli przekazania z podatków miasta na rzecz schroniska 1 Euro od każdego mieszkańca, co oznaczałoby coroczny zastrzyk 3,9 mln Euro na rzecz bezdomniaków (miasto i tak kasuje co roku od Berlińczyków 10 mln Euro w ramach podatku od posiadania psa).
Zaplecze schroniska
TVB poza prowadzeniem schroniska podejmuje wiele działań związanych z berlińskimi zwierzętami. Ich wynikiem jest np. obowiązek rejestracji wszystkich psów mieszkających w Berlinie, zakaz kupowania szczeniąt z nielegalnych hodowli (złamanie go traktowane jest jako przestępstwo), ograniczenie listy psów uznawanych za „niebezpieczne”, które w przestrzeni miejskiej muszą obowiązkowo nosić kaganiec (nakaz ten dotyczy jedynie opiekunów pitbulli, bullterierów i amstaffów, które – co ciekawe – jeśli zdały odpowiedni egzamin, mogą być spuszczane ze smyczy), wprowadzenie nakazu sterylizacji kotów wychodzących, walka o ograniczenie działań laboratoriów dokonujących eksperymenty na zwierzętach, korzystania z dorożek oraz występów cyrków ze zwierzętami. TVB ponadto finansuje działalność „Berlińskiego Domu” dla kilkudziesięciu psów w tureckim miasteczku Turgutreis.
fot. tytułowe: Tierschutzverein für Berlin (TVB), Google Maps, pozostałe fot. Skundlony.pl