Psiaki

Odważny jak Miki, czyli strach ma wielkie oczy

„Ciągnie jak lokomotywa”, „może biegać godzinami”, „niczego się nie boi” – tymi i podobnymi wyrażeniami w ostatnich latach opisywałem moich schroniskowych podopiecznych, których jak jeden mąż łączyła niezaspokajalna chęć eksploracji świata, odwaga zahaczająca niekiedy wręcz o agresję i trudny do okiełznania temperament. Los niepodziewanie sprawił mi jednak PSI-kusa, kwaterując w naszym niedużym M2, zamieszkanym już przez pary: kocią oraz ludzką, lękliwego, smutnego (na pierwszy rzut oka) psiaka w wieku senioralnym, dla którego wyzwaniem bywa kilkudziesięciometrowy nawet spacer. Mikrokosmos Mikiego różni się od wszechświatów Chorwata, Kaamosa czy Szakala, ale jest w nim równie wiele miejsca na miłość, radość i ukojenie, o których marzy każdy pies na ziemi.

Sobotni chillout
Sobotni chillout

Miki sześć lat spędził w schronisku. Trafił do niego jako pies półdziki, bojący się kontaktu z człowiekiem, a nawet własnego cienia, zaszywający się w najciemniejszy kąt budy. Za sprawą wolontariuszy i pracowników nabrał nieco odwagi i zaufania do człowieka, ale lęku przed przerażającym światem nigdy się nie wyzbył, co objawia położonymi uszami i podkulonym ogonem. Na dłuższą wędrówkę zgadza się pójść wyłącznie w obstawie dwóch bodyguardów, którzy zdejmują z jego barków ciężar odpowiedzialności za „stado”, pozwalając czuć się nieco bezpieczniej i oddalić się od swojskiej „budy”, czyli mieszkania. Spacer w towarzystwie tylko jednej osoby póki co nie wchodzi w rachubę i dość szybko kończy się zaparciem na cztery łapy w miejscu (wyzwaniem bywa nawet dojście do kosza na śmieci). W rezultacie codziennie wraz z Panią Skundloną, wcale nie krzywdując sobie, maszerujemy z nim dziarsko kilometrami, żartując, że Miki mógłby być niezłym remedium na (ewentualne) małżeńskie kryzysy.

Mimo 10 lat na karku i siwiejącego już pyszczka Miki nie daje za wygraną, cały czas starając się przezwyciężyć okropne strachy i lęki kłębiące się w jego głowie. Na spacerach coraz częściej odrywa się od nogawki, by powąchać teren lub przywitać się z czworonożnym kumplem (eksperyment, który przeprowadziliśmy z Kaamosem wykazał, że w „bezpiecznym stadzie” jednego ochroniarzy z powodzeniem mógłby zastąpić inny pies). Po przyjściu do naszego domu Miki musiał przemyśleć fakt obecności w swym otoczeniu dwóch nieufnych kotów, które z początku budziły jego zainteresowanie, ale już po tygodniu prowokowały co najwyżej ziewnięcie i nie były godne podniesienia zaspanej powieki. Przed nami jeszcze praca nad lękiem separacyjnym, który nie pozwala mu spokojnie przespać naszej dłuższej nieobecności w domu (w jej trakcie mimo to nie hałasuje i nie niszczy), dlatego i tu jesteśmy dobrej myśli, widząc, jak szybko zaczyna rozumieć, że nie musi się niczego obawiać, bo na pewno do niego wrócimy. Jego nieufność póki co budzi również zakładanie obroży oraz zabiegi kosmetyczno-weterynaryjne, ale wystarczy smakołyk i nieco cierpliwości, by wszelki strach odszedł w niepamięć.

W objęciach Morfeusza
W objęciach Morfeusza

Zawsze kierujemy się tym co najlepsze dla zwierzaka, więc choć Miki zamieszkał już w naszym domu (i sercach), uważamy, że być może lepszym rozwiązaniem dla niego byłoby życie u boku innego czworonoga, który byłby dla niego oparciem i przewodnikiem. W idealnym świecie oprócz kochających go ludzi (konieczne minimum to dwie osoby) miałby również swój własny ogródek pozwalający mu bezstresowo cieszyć się eksplorowaniem świata.

Z Mikim – choćby z racji jego wieku – zapewne nigdy nie wystartuję w zawodach dogtrekkingowych, ani nawet nie przebiegnę kilometra, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Radość galopującego haszczaka, który opuszcza na chwilę schroniskowy boks, niczym nie różni się od szczęścia naszego strachajły rozumiejącego, że wreszcie nie musi niczego się bać. Zostanie już u nas na zawsze lub zapewnimy mu jeszcze lepsze warunki. O schronisku może już zapomnieć.

Arek

Gdy przekonuję do weganizmu, mówią mi "Ty ośle"! Gdy proszę, aby nie więzili psa na łańcuchu przy budzie, nazywają mnie baranem i psubratem. Gdy biegam po lesie, słyszę, że jestem brudny jak świnia i czemu tak capię. Przyznaję - w ostatnich latach skundliłem się (dosłownie!), a mój węch wyostrzył się na ludzi, którzy podle traktują zwierzęta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *