Baśń o smutnym smoku, czyli wyścig z Dragonem

Po rekreacyjnym wypadzie na Turbacz nadszedł czas, by pościgać się na poważnie. Okazją ku temu była inauguracyjna runda Pucharu Polski w dogtrekkingu, która w ostatnią sobotę odbyła się na rozległym terenie lublinieckich lasów. Wspólny wyjazd zaproponowałem Dragonowi, który pechowo nie załapał się na ubiegłotygodniową wycieczkę w góry. Teraz miał wreszcie okazję wybiegać się do syta!

W żyłach Dragona płynie północna krew, ale jego unikatowa uroda sprawia, że częściej wśród odwiedzających krakowskie schronisko budzi pobłażliwy śmiech niż sympatię i prawdziwe zainteresowanie. Jego wyjątkowo długie, trochę nieforemne uszy odciągają uwagę od smutnych oczu, gorącego serca i rączych nóg, a to one są prawdziwą wizytówką Dragona. Zabierając go do Lublińca, miałem nadzieję (i wciąż jej nie tracę), że ktoś go zauważy i uwolni od bezdomności.

Świętowanie do 2 nad ranem urodzin mojej Małżonki to nie najlepszy sposób przygotowywania się do startu. Nastawiając budzik na 6, nie bardzo wierzyłem, że zdoła mnie ocucić, ale… cud się zdarzył! W schronisku przywitał mnie uchachany od ucha do ucha Dragon, który jakby czuł już, że czeka go całodniowa przygoda. Z resztek senności uwolnił mnie na autostradzie widok przeskakujących w zawrotnym tempie cyferek zegara, który wskazywał, że czas startu jest coraz bliżej, a kilometrów do Lublińca wciąż niemało. Kwadrans przed wyznaczoną porą udało mi się znaleźć miejsce parkingowe (w ciżbie aut z całej Polski!), przyodziać legginsy oraz inne biegowe przydaśki, odmeldować się w biurze zawodów i stanąć w tłumie rozszczekanych rywali. Przyglądanie się mapie zostawiłem – tradycyjnie – na później…

Dragon, nooo chodź! podium nie dla nas!

I ruszyliśmy! Całą ławą, pełni radości, bo dzień zapowiadał się pysznie. Ponad 25 kilometrów leśnej trasy, które mieliśmy pokonać w ładny, ale chłodny dzień, w towarzystwie psiaków i osób kochających zwierzęta. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.

A tu bach! 20 metrów dalej rozkwasiła go pięść jakiegoś krewkiego jaskiniowca, który najpierw – na oczach kilkudziesięciu osób – postanowił skopać Dragona (za to że w postartowym zamieszaniu pozwolił sobie uszczypać ogon jego wyżlicy), a następnie ukarać mnie ciosem za głośny krzyk protestu. Mówi się, że czasem w takich sytuacjach gwiazdy stają w oczach, ale w moich można było tylko zobaczyć ogromne znaki zapytania i bezgranicznego zdumienia. Zanim zrozumiałem, co się wydarzyło, napastnik zginął w tłumie biegaczy i psów… Na szczęście świadkiem scysji byli organizatorzy, którzy „podziękowali” panu za uczestnictwo w zawodach, wlepiając mu dyskwalifikację. W tym całym zdarzeniu osobiście najbardziej martwi mnie los jego czworonoga, który – zdaje się – ma wątpliwą przyjemność życia w towarzystwie agresora niepanującego nad emocjami.

Krakowskie schroniskowce w akcji!

Incydent tylko na chwilę zepsuł mi humor, dając przy tym zastrzyk adrenaliny, dzięki któremu dość szybko dołączyliśmy do grupy czołowych biegaczy. Kilometry uciekały w oka mgnieniu, bieg po leśnych ścieżkach był czystą przyjemnością, a nawigacja nie sprawiała żadnych trudności. Przystanki robiliśmy tylko po to, by spisać hasła i odbić perforatory, albo napić się z kałuży (to znaczy tylko Dragon pił – ja leciałem o suchym pysku). Aż dotarliśmy w okolice punktu 11., gdzie w grupie około pięciu zaprawionych w boju zawodników, zaczęliśmy biegać tam i z powrotem, zupełnie gubiąc orientację. Przyglądając się mapie i słuchając rozmów kolegów, wybrałem spośród nich najrozsądniej prawiącego i podążyłem jego śladem. Trafił w dziesiątkę, a ściślej mówiąc w jedenastkę! Dalsza trasa w kierunku mety wydawała się już prosta, ale na liczniku mieliśmy jednak już prawie 25 kilometrów (ach to błądzenie!) i był to dystans, który Dragon uznał za w zupełności wystarczający. Jak go przekonać, że do mety (świeżej wody, pysznego żarcia i zielonej trawki) zostało już tylko parę kilometrów?? Mój kolega (też Arek:) zaczął powoli oddalać się od nas ze swym Bolusiem (bądź Rusellem), a my biegliśmy coraz wolniej i wolniej… Na szczęście pogoni nie było widać za nami, więc robiliśmy coraz więcej przystanków, a nawet urządziliśmy minisesję fotograficzną. Aż wreszcie równo zziajani wpadliśmy na metę, gdzie okazało się, że wywalczyliśmy 5. czas! Uściskom i wylizywaniu twarzy nie było końca. Oto pies o smoczym sercu!

Przyjaźń dozgonna, czyli Dekret z Marcinem

Tego dnia powodów do radości było jeszcze więcej. Marcin z zaadaptowanym niedawno Dekretem startujący na trasie LONG rozbili bank, finiszując dosłownie kilka sekund za zwycięzcą! Czapki z głów przed Mistrzami! Niestety w swym dogtrekingowym debiucie popełnili błąd, nie szukając do skutku ukrytych sprytnie perforatorów, za co otrzymali 30 min. kary, co zepchnęło ich na wciąż doskonałe, 6. miejsce. Ponad 25-kilometrową trasę MID bardzo dobrym tempem pokonali również Chorwat z Kariną (która biegła ze skręconą kostką!), Laki i Sisi z Natalią (która do dziś ma problemy z zakwasami) i Kieł z debiutującym Krzyśkiem. Wszystkim tak się podobało, że już kombinujemy, jak tu dotrzeć na kolejne zawody w Sanoku (28 maja), które dla nas i naszych schroniskowców byłyby dużym wyzwaniem logistycznym.

Chorwat – czy te oczy mogą kłamać?

Choć dzień rozpoczął się ciosem w zęby, a zakończył tajemniczym zniknięciem przenośnego poidła, które zostawiłem naiwnie obok samochodu, wspominać go będę długo i miło, bo były to znakomicie zorganizowane zawody, na które przybyło kilkaset pozytywnie zakręconych ludzi i psiaków. Widok śpiącego w drodze powrotnej na tylnej kanapie Dragona, z którego paszczy nie schodził błogi uśmiech, był dla mnie największą nagrodą. A jeszcze większą byłby mail (arek@skundlony.pl) od osoby zainteresowanej jego adopcją!

Pełnia szczęścia:)Pełnia szczęścia!:)

Arek

Gdy przekonuję do weganizmu, mówią mi "Ty ośle"! Gdy proszę, aby nie więzili psa na łańcuchu przy budzie, nazywają mnie baranem i psubratem. Gdy biegam po lesie, słyszę, że jestem brudny jak świnia i czemu tak capię. Przyznaję - w ostatnich latach skundliłem się (dosłownie!), a mój węch wyostrzył się na ludzi, którzy podle traktują zwierzęta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *